Cześć, nazywam się Ewelina Kędziora
Pomagam przejść od frustracji do satysfakcji
Moja historia to historia poszukiwań i ciągłych prób. Wzlotów, ale też wielu upadków. Zmian. Poznawania siebie. Szukania swojego miejsca w świecie. Przymierzałam do siebie różne prace niczym ubrania, sprawdzając, czy jest mi w nich do twarzy, czy czuję się sobą, czy mogę swobodnie żyć, rozwijać się. Najczęściej coś mnie uwierało, gryzło, krępowało. Co wtedy?
Czytaj dalej. Możliwe, że w mojej historii odnajdziesz siebie.
Znalazłam swoje miejsce w świecie. Przeszłam długą drogę jako coach. To na tej drodze wreszcie mogę pracować tak, jak lubię, jak uwielbiam: pracuję na swoim, rozwijam talenty, robię to, co mnie interesuje, a przede wszystkim pomagam, w sposób który uskrzydla mnie i moich klientów.
Poznajmy się bliżej
Wiedza, ach ta wiedza!
Psychologia, rozwój, zmiana, filozofia – to jest to, co mnie interesuje niemal od zawsze. Zainteresowania te realizuję jako coach transformacji zawodowej. Cały czas poszerzam wiedzę i praktykuję. Często na swojej drodze zawodowej spotykałam i spotykam ludzi, którzy borykając się z różnymi kryzysami zawodowymi i życiowymi, z osamotnieniem w problemach zawodowych i życiowych, szukają u mnie wsparcia. Dlatego dodatkowo zgłębiam tematykę pomagania w kryzysie, stresie chronicznym oraz budowania odporności psychicznej. Są to obszary niezwykle istotne w procesie przebranżawiania się czy po prostu zmiany pracy.
Z wykształcenia jestem magistrem nauk politycznych (UAM w Poznaniu; 2008 r.). Wykształcenie to pozwoliło mi zdobyć wiedzę wstępną z psychologii, socjologii, komunikacji społecznej. Zaczęłam też studia z filozofii, ale świat powiedział mi wprost: “Kochana, nie filozofuj na studenckim krześle. Pracuj, bo czynsz musisz zapłacić i chleb kupić!”. Studia filozoficzne porzuciłam. Od zawsze byłam jednak filozofem praktykiem. Tak mi zostało do dziś.
Do dziś zostało mi również praktykowanie rozwoju i zmiany. A żeby praktyka była coraz bardziej satysfakcjonująca zdobywam kolejne kwalifikacje.
W 2017 r. ukończyłam na UAM w Poznaniu studia podyplomowe z coachingu i zdobyłam dyplom coacha w ramach programu akredytowanego przez International Coach Federation (ICF).

W 2024 r. ukończyłam studia podyplomowe z psychologii pozytywnej. W tym samym roku uzyskałam certyfikat coacha transformacji zawodowej w metodologii Career Steps Revolution (na fot. z Elą Krokosz i Kasią Czajkowską). Ukończyłam też kurs o podstawach Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach.
Od 2025 r. uczę się pozytywnej interwencji kryzysowej i budowania odporności psychicznej. Bo o kryzysie i stresie już z własnego doświadczenia wiem aż za dużo.
Praktyka, ach ta praktyka!
Dziś jestem kobietą kilka lat po czterdziestce. Wielokrotnie doświadczyłam chronicznego stresu i kryzysów. Życiowych. Zawodowych. Nie poddałam się. Szukałam sposobów na lepsze życie. Życie pełne sensu. Szukałam pracy, w której poczuję, że to jest moje miejsce w świecie, a w nim jestem ja – prawdziwa. Miejsce, w którym mogą się ujawnić i potem też rozwijać moje talenty; miejsce, w którym mogę robić to, co lubię, do czego mam smykałkę, co mnie interesuje i co jest dla mnie ważne.
Moja droga zawodowa była kręta, wyboista, ciekawa. Z mnóstwem zwrotów akcji.
Czy było warto podejmować tak wiele prób, przejść tyle zmian?
Sprawdź. Może znajdziesz w mojej historii kawałek swojej.
Czym skorupka za młodu nasiąknie…
Od dziecka ciężko pracowałam na polu. Niestety, tego nie wlicza się do formalnego staży pracy. Ja wliczam, bo szanuję swój los i każde doświadczenie. Będąc najstarszą z dziewczyn w naszej wiejskiej dużej rodzinie opiekowałam się młodszym rodzeństwem (mam siódemkę rodzeństwa!). Gdy byłam nastolatką zaczęłam pracować równocześnie jako sprzedawca w sklepie. A w wolnym czasie, którego było mało – ciągle się dokształcałam. Już wtedy często pełniłam rolę opiekuna, doradcy, mentora, trenera, edukatora.
Próbowanie tego, co daje świat vs marzenia
Po wielu latach pracy na polu i sprzedawania na wsi spróbowałam pracy w banku w Poznaniu. Ot, okazja by się wyrwać. Nie lubiłam ciasnego wdzianka, kredytów i ich sprzedaży (uważałam, że ludzie potrzebują oszczędzać, a nie zadłużać się, znać prawdę, a nie być zapewnianym, że “karta z limitem” to nie kredyt), więc się zwolniłam. Słowem, wzięłam sobie do serca słowa mojej trenerki sprzedaży: “Ewelina, ty nie wierzysz w produkt!”. Miała rację. Nie chciałam sprzedawać kredytów. Marzyłam, by być trenerem jak ona. Trenerem, który uczy tego w co wierzy. Ale byłam wiejską dziewczyną z małymi możliwościami.
W co ja wtedy wierzyłam?
Wówczas wierzyłam, że znajdę to COŚ SWOJEGO. Byłam rasowym poszukiwaczem swojego miejsca zawodowego w świecie. Równocześnie muszę przyznać, że w pracy bankowej największą frajdę sprawiało mi pisanie tekstów reklamowych (pisanie kochałam od dziecka), za które dostałam wyróżnienie. Moje teksty zostały wysłane w świat, aby i w innych placówkach zaczęto je stosować. Cóż, pewnie przyczyniłam się do brania kredytów. Mam nadzieję, że były to przemyślane zadłużenia, z których łatwo było wyjść.
Zmiana pracy to ryzyko, które warto podjąć
Bank odszedł w zapomnienie, a ja podjęłam kolejne wyzwanie.
Załatwiłam sobie niemal roczny staż w policji w dziale kryminalnym. Pracując z policjantami jako technik Zespołu Dochodzeniowo-Śledczego (pracownik cywilny), a przede wszystkim z dokumentami dotyczącymi przeróżnych sprawach, czasem podkusiło mnie, by poza rejestracją danej sprawy zajrzeć w papiery. Ciekawość! Mam nadzieję, że dziś nikt mnie za to nie zapuszkuje. Czego się dowiedziałam – przemilczę. A bywało dramatycznie!
Na stażu tym również ujawnił się mój talent. “Pisać to ty potrafisz!” – usłyszałam któregoś pięknego dnia od naczelnika. Myślałam: “Nie jestem Szymborską – fakt, ale smykałkę mam – fakt”. Jednak i ten czas minął.
Moją smykałkę odkryto. Jaka jest Twoja?
Talenty, smykałki, predyspozycje – by je odkryć, słuchaj innych, obserwuj siebie
W porządku, przyznam się do czegoś jeszcze: Byłam również ghostwriter’em. Uwielbiałam to! Mihaly Csikszentmihalyi, sławny profesor psychologii, powiedziałby krótko: “Jak nic, dziewczyno, to jest twoje FLOW!”. Ale! Nie potrafiłam brać za to odpowiednich pieniędzy. Najczęściej wcale ich nie brałam (czy realizowałam scenariusz “Pisarz umiera w biedzie”?), choć moje prace były wysoko oceniane (naukowe i nie tylko). Często byłam szantażowana! Uwierzysz? Słyszałam: “Dla mnie tego nie napiszesz? Przecież tobie to tak lekko idzie! Musisz to dla mnie napisać!”. “Muszę?”, gotowałam się w środku. Wszystko do czasu aż… Zrezygnowałam. Z pisania! Najgorsze co mogłam zrobić. Tak jednak bywa, gdy nie wiesz jak zarabiać na tym, do czego masz smykałkę (talent) i co cię uskrzydla. Na szczęście teraz wracam. Tymczasem trzeba było z czegoś żyć.
Ryzykuj, ale w sposób bezpieczny!
Nie umiałam zarabiać na pisaniu, nie wiedziałam jeszcze w jakiej branży trenerem/edukatorem mogę i chcę być, tymczasem w zasięgu ręki pojawiło się PZU. Zatrudniłam się!
Pracowałam jako OSA (do dziś uwielbiam to określenie). Osy podobno są uciążliwe, ale często dziękowano mi za pomoc, więc chyba nie było ze mną tak źle. Organizator Sprzedaży Agencyjnej – co ja tam robiłam? Wow, byłam w trzyosobowym zespole kierowniczym, gdzie do naszych zadań należało zarządzanie około trzydziestoma agencjami ubezpieczeniowymi. To był dla mnie czas współpracy z jednym z najlepszych szefów jakich kiedykolwiek miałam (Maciej, wielkie dzięki!). Na tym stanowisku uwielbiałam wspierać agentów edukacyjnie i informacyjnie.
Pracowałam również jako agent ubezpieczeniowy PZU. To zupełnie coś innego niż OSA. Z OSY przeistoczyłam się w OWCĘ (z przyjemnością zostawiam to określenie bez szczegółowego objaśnienia). Lecz… Przyszedł dzień, gdy po paru latach zrezygnowałam. Zaryzykowałam kolejną zmianę pracy. “Ubezpieczenia to nie mój świat”, nurkowałam w głąb siebie. “Uwielbiam edukować!”, wnioskowałam. Nie miałam jednak odpowiedzi na pytanie: W obszarze czego chcę edukować? Co mnie prawdziwie interesuje?”.
W życiu jak na morzu – bądź gotów na wszystko!
Ubezpieczenia zostawiłam za sobą, chociaż przez jakiś czas otrzymywałam kolejne propozycje pracy w tej branży. Zaczęłam zarabiać jako pracownik fizyczny w magazynie wysyłkowym. Miałam wolną głowę i dobrze zarabiałam. Również w tej pracy moje serce rwało się do roli trenera. Niestety, nie było naboru, długo byłam “nowym pracownikiem”, za mało wiedziałam. Ba, ta praca szybko zaczęła mnie wykańczać. Czterogodzinne dojazdy dzień za dniem, trzy zmiany, koszmarne zmiany nocne, niedobór snu. Plus, trzeba to powiedzieć wprost, brakowało mi odwagi, by dopytywać i zawalczyć o rolę trenera. Zabrakło też trenera, coacha, który pomógłby mi osiągnąć mój cel.
Wytrzymałam aż dwa lata bez wielkich zmian. Trzeba było robić swoje: pracować, płacić czynsz, coś jeść, a nade wszystko oszczędzać. Po tym rozwojowym zastoju z wielką mocą wróciły myśli dotyczące psychologii, filozofii (kim jestem? dokąd zmierzam?), rozwoju, talentów, zmian, a więc i coachingu. Dzięki dobrym zarobkom poszłam na studia podyplomowe. Byłam szczęśliwa i pełna nadziei. “Coaching – to jest to!”, grało mi w duszy.
Obuchem w łeb, czyli coach wystawiony na próbę
Rzeczywistość zabolała. W trakcie studiów coachingowych oraz po ciężko mi było znajdować klientów, aby móc utrzymać się z pomagania i założyć własną firmę. Nie znałam się na marketingu. Porady z kursów marketingowych, które wówczas kupowałam nie pomagały. Moja frustracja po roku sięgała zenitu. Byłam załamana.
Jeszcze na tym nie zarabiam, ale sprawdzę czy to dla mnie

Potrzebowałam coś zmienić, by ruszyć dalej. Z braku innych możliwości (a może innych nie widziałam?) wzięłam udział w długim projekcie wolontariackim. KAWA – Kościańska Akademia Wolontariatu i Aktywności (na zdjęciu z innymi wolontariuszami w „Dzień wolontariatu” 2017 r.; ja w rogu z prawej, blondyna, a co!; fot. z własnego archiwum). W jego ramach odbyłam szkolenie liderskie i zostałam liderem jednego z zespołów.
Cały czas pracowałam na etacie, na trzech zmianach i męczył mnie niedobór snu. Do tego kolejne studia. Dopadł mnie kryzys. Byłam u kresu wytrzymałości. Chciałam się poddać. Jednak działałam.
Zobacz swoje sukcesy – nabierz odwagi!
Jako lider projektu zażegnałam stresy i konflikty, które pojawiły się w moim zespole. Projekt KAWA był sukcesem. Dałam radę! Pomyślałam, że czas odważniej iść w świat jako lider, coach i trener!
Czas docenić siebie. W końcu od zawsze z sukcesami pomagałam innym (między innymi w obszarze zmiany pracy). Czas skończyć z tym, że pomagam jako ktoś z rodziny, koleżanka, znajoma znajomego, czyli najczęściej za darmo. Bo to za darmo nie pozwala mi się rozwijać. Mało pieniędzy to mało możliwości. Pragnęłam, by wreszcie przyszedł czas na bycie profesjonalistą, który zarabia na tym, co uwielbia i potrafi robić.
Trenerem być!
Na etacie zgłosiłam się do objęcia funkcji trenera dla osób nowozatrudnionych. Wreszcie było to dla mnie dostępne. Dzięki temu wzmocniłam w sobie przekonanie, że najbardziej spełniam się jako trener, coach. Miałam zadanie: przekazać swoją wiedzę i doświadczenie, wyszkolić, a przede wszystkim – ten element dodałam już od siebie, co stało się moją misją – wspierać psychicznie osoby nowe, które nie znają tej pracy, firmy i zapewne potrzebują zarabiać, skoro tutaj się znalazły. Zmiana pracy to stres, to obszar nieznany. Praca zmianowa dodatkowo bardzo obciąża organizmu. Kto zmieniał pracę, ten dobrze wie, jak cenna jest osoba wspierająca nas w nowej firmie, osoba, której można zaufać i czuć, że jest po naszej stronie, że rozumie nas i robi wszystko, by pomóc we wdrożeniu się w nowe obowiązki oraz w integracji z nowym środowiskiem. Sama na swojej ścieżce zawodowej spotkałam trenerów, którzy siali postrach i podcinali mi skrzydła. Ja chciałam być trenerem, który pomaga ludziom skrzydła rozwijać, uwierzyć w siebie, odkryć swój potencjał, talenty i pracować z satysfakcją, w poczuciu wewnętrznej sił, spokoju, sensu. I to mi się udawało.
Jako trener zbierałam pochwały, cieszyłam się sukcesami moich stażystów. Równocześnie czułam, że to nie w tej firmie jest moje miejsce w świecie. Chciałam być trenerem i coachem pełnoetatowo, pracującym w interesujących mnie tematach. A w tej firmie nie mogłam. To mnie gniotło, męczyło. Nadszedł czas na decyzję, a za nią na kolejną zmianę. Odeszłam z firmy.
Chcieć a móc. Gdzie te możliwości?
Marzyłam, by pracować na swoim jako coach, trener, chciałam żyć w poczuciu sensu i spełnienia, robiąc to, co mnie interesuje, wnosząc do świata szczęście i (s)pokój. Chciałam rozwijać swoje talenty i pomagać w rozwoju innym. Wykupiłam kolejny program do nauki marketingu. Działałam zawzięcie. I zdobyłam klientów coachingowych. Cieszyłam się z własnych i ich osiągnięć. Ale… wciąż było tych klientów za mało, by założyć własną działalność. Kończyły mi się oszczędności. Potrzebowałam wsparcia. Co więc?
“Biblioteka!”, stwierdziłam któregoś dnia po kolejnym ćwiczeniu coachingowym. Postanowiłam wtedy, że powalczę o zatrudnienie na etacie w bibliotece publicznej lub naukowej. Uznałam, że etat da mi pieniądze na życie, biblioteka da mi całkiem niezłą satysfakcję, a równocześnie poza etatem będę mogła w spokoju rozwijać swój biznes jako coach. Uparłam się, że w końcu znajdę kogoś, kto mi pomoże nauczyć się marketingu online, abym mogła pracować na swoim jako coach. Uparłam się, że będę próbować aż odniosę sukces!
Szczęśliwa okazja – przygotuj się!
Metodycznie wysyłałam CV. Bez efektów. Życie toczyło się dalej. Oszczędności topniały. Wzloty i upadki. I wypadek. Szokujący. Groźny. Wypadek samochodowy mojego szwagra.
Tego ranka nie chciałam włączać laptopa. A już na pewno oglądać ofert pracy. Sekwencja porażek mnie załamała, potrzebowałam urlopu od szukania pracy. Brat jednak chciał mi pokazać zdjęcia z wypadku. Laptop został uruchomiony. Wszyscy, łącznie z nami, dziwili się, że w wypadku ucierpiało głównie auto. Wzdychaliśmy z niedowierzaniem: Jakie szczęście w nieszczęściu, jakie szczęście…
Brat wrócił do siebie. Ja za to z ogromną niechęcią, z ciężarem na barkach kliknęłam w strony z ofertami. “Skoro już mam uruchomiony komputer…”. Wtem pojawiła się ona! Wyczekiwana, jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna, wprost cud(!) – oferta pracy w bibliotece w moim małym mieście! Na roczne zastępstwo. Chciałam wtedy do książek (nie technicznych – to wiedziałam doskonale), chciałam do pracy w dzień, a nie na trzech zmianach, do pracy na miejscu, a nie z dojazdami po 4 godziny dziennie. Potrzebowałam pracy, która zapewni mi byt, zaś brak dojazdów pozwoli wykorzystać wolne popołudnia, wieczory, weekendy na działania na rzecz realizacji marzenia o pracy na swoim jako coach.
CV miałam dawno przygotowane, parę zmian i gotowe. Telefon bezpośrednio do dyrektorki biblioteki. Nikogo tam nie znałam, bo i czasu na powieści nie miałam, ale do odważnych świat należy! Działałam – pracę dostałam. Szczypta szczęścia dopomogła. Może dużo, dużo więcej niż szczypta. Kto wie?… Kto wie?…
A potem żyła długo i…
Hm, owy rok mnie rozczarował. Trafiłam bowiem na stanowisko w czytelni, a tam wszystko stało w sprzeczności z tym, co dla mnie ważne. Droga przez mękę. Jednak inne moje kryteria zatrudnienia były spełnione (zarobek, brak wielogodzinnych dojazdów do pracy, powrót do czytania powieści, do pisarstwa), więc szłam tą drogą dzielnie: uczyłam się nowych rzeczy, robiłam sumiennie to, czego nie lubiłam, podejmowałam próby pokonywania swoich lęków, np. przed zadawaniem pytań na spotkaniach z pisarzami. Moja odwaga tu i tam rosła. Była pomocna, kiedy pojawiłam się w innej bibliotece jako uczestnik na spotkaniu z Maxem Czornyjem (fot. z prywatnego archiwum). Max to adwokat i pisarz. Teraz głównie pisarz. Bardzo popularny, a nawet kontrowersyjny. Jego przebranżowienie jest dla mnie piękną inspiracją. Można? Można!

Max Czornyj – przebranżowienie, które inspiruje
Ewelina Kędziora – odwaga, która buduje
Bibliotekarz, czyli konferansjer, recytator, szkoleniowiec, konsultant kryzysowy i doradca w jednym

Na etacie w bibliotece oszczędzałam. Miesiące mijały. Co po roku? Kolejny etat. W bibliotece. Nie w czytelni, uf! Otworem stała filia biblioteczna. Tu wreszcie mogłam poszaleć z moimi strategicznymi i relacyjnymi talentami. Byłam obrotna. Kolejny rok i dostałam drugą filię do zarządzania. To była praca niemal jak w jednoosobowej działalności gospodarczej – moje marzenie! W zasadzie pracowałam w filiach i dodatkowo w głównej bibliotece. Czego to ja nie robiłam!
Jako bibliotekarz wchodziłam w przeróżne role. Na imprezach (wspominałam, że jestem ciężko chora, gdy mam iść prywatnie lub zawodowo na jakąś imprezę? To dopiero heca! Chyba że… mogę użyć swoich talentów!) byłam kimś w rodzaju konferansjera, zapowiadałam gości, czytałam utwory, które pozwoliły mi pobawić się moimi talentami w obszarze gadania do mikrofonu, tu i tam byłam szkoleniowcem. Dla czytelników niejednokrotnie byłam doradcą, a nawet konsultantem kryzysowym. “Jesteś świetna!”, słyszałam. “Masz talent!”. “Marnujesz się w tych filiach!”. “Pani tak bardzo mi pomogła, dziękuję”. Ach, te talenty! (fot. ze strony https://biblioteka.koscian.pl/)

W filiach wymyśliłam własną metodę obsługi czytelników i rezerwacji książek (strategiczne myślenie, podejście indywidualne do czytelników), dzięki czemu zamiast słyszeć (w takim stanie przejęłam filie): “Nic tu nie ma! Po co taka biblioteka?”, zaczęłam być obsypywana słowami uznania: “Wspaniałe książki!”, “Pani zawsze mnie pozytywnie zaskakuje”, “Pani zawsze coś wymyśli”, “Ile nowości!”, “Przyszłam tu, bo są na pani temat świetne opinie!”. Aż miło na sercu.
Bibliotekarka na etacie – coach na swoim. Cena, którą trzeba było zapłacić
Miesiące zamieniły się w lata pracy w bibliotece. Etat czasem dawał satysfakcję, ale na co dzień zabierał mi czas i energię. Często czułam obawy, wątpliwości, szarpał mną wewnętrzny konflikt, miałam bowiem wrażenie, że oddalam się od bycia coachem na swoim. Etat dawał jednak pieniądze na życie i moje eksperymenty. Popołudniami, wieczorami i w wolne weekendy cały czas szukałam sposobności do wykorzystywania coachingu i trenerstwa. Szukałam sposobności do zarabiania na tym. Przecież nadal chciałam mieć własną firmę. Bez klientów nie ma firmy. Bez pokazywania siebie i swoich produktów/usług nie ma klientów. Edukowałam się zatem w zakresie marketingu. Płaciłam za kolejne kursy i coachingi, które miały mnie wesprzeć. Pracowałam ciężko i wytrwale nad stroną www, uczyłam się działać w mediach społecznościowych, na YouTube, pracowałam nad tym, by odważnie wychodzić do świata jako coach itp., itd. Czy się opłaciło?
Pracuję tak, jak lubię!
Dziś znam swoje talenty, używam ich śmiało. Uważaj, bo podobno jestem dobra w pisaniu haseł reklamowych. Na szczęście, to dla Ciebie wspaniała wiadomość, bo jeśli skusisz się na mój program, to dzięki niemu i Ty będziesz pracować tak, jak lubisz! Zgodnie ze swoimi talentami i potrzebami, w poczuciu sensu i spełnienia.
Stworzyłam Pracuj tak, jak lubisz! Marka ta to moje wymarzone miejsce pracy. Tu zawarłam swoją wiedzę i doświadczenie w zmianie pracy. Wiem, jak przejść w obszarze zawodowym od frustracji do satysfakcji. Lekcje życia, które przeszłam są bezcenne. Chętnie się nimi dzielę.
Czy było warto podejmować próby urzeczywistnienia swojego zawodowego marzenia? Tak!
Czy można było zrobić to łatwiej, szybciej? Tak! Dziś to wiem.
Kiedy poznałam metodologię zmiany pracy Career Steps Revolution (CSR System®), przetestowałam ją na sobie, zobaczyłam swoje błędy, ponownie przekonałam się, że idę dobrą drogą: własna marka i bycie coachem, trenerem, mentorem – to cała ja! Certyfikowałam się jako coach metodologii CSR, by pomagać kolejnym osobom. Jako coach mogę używać swoich talentów w pełni: od smykałki do pisania, gadania do mikrofonu, poprzez edukowanie aż do skutecznego pomagania innym w zmianie pracy, przebranżowieniu. Metodologią CSR pracuję z klientami, bo daje ona wspaniałe rezultaty. Wielu może to potwierdzić.
Moja naturalna potrzeba poszukiwań, zgłębiania tematów pomogła mi dotrzeć do kwestii związanych z błędami w wyborze pracy, w planowaniu i realizacji planu. Odkryłam jak ważne są nasze cechy osobowości podczas wdrażania planu i budowy potrzebnych nam nowych nawyków; jeśli tym się nie zarządzi odpowiednio to można pod sobą dołki kopać. I to bardzo głębokie dołki. Dziś wiem, jak do tego nie doprowadzać. Jak sobie pomóc, a nie zaszkodzić. Uwzględniam te kwestie w moich programach, a do klientów podchodzę indywidualne, bo każdy z nas jest inny, ma inne problemy/wyzwania i inne możliwości.
Przemierzając długą i krętą drogę do urzeczywistnienia swojej pracy marzeń, drogę wyboistą, doświadczałam kryzysów (życiowych, zawodowych) oraz chronicznego stresu. Dlatego do swoich programów dołączyłam również metody uczące przechodzić kryzysy w sposób rozwojowy oraz budujące odporność psychiczną.
Mam klientów, a oni swoje sukcesy. Swoim przykładem udowadniam, że można pracować z pasją. I na tym zarabiać.
Przebranżowienie nie oznacza zaczynania od nowa, od zera. Przebranżowienie to ciąg dalszy ścieżki zawodowej. Można tą ścieżką kroczyć śmiało nawet po czterdziestce.
Wreszcie pracuję jako coach i skutecznie wspieram swoich klientami. Kto ich lepiej zrozumie podczas zmiany pracy, jeśli nie ja? Właśnie po to nauczyłam się marketingu i cały czas testuję różne rozwiązania, aby coraz więcej osób mogło pracować tak, jak lubi. Dość się napatrzyłam na sfrustrowane pracą osoby w różnych firmach i branżach. Dość sama na własnej skórze tego doświadczyłam. Nie warto tracić zdrowia w wyniku stresu i frustracji w pracy, nie warto przeżywać jedynego życia, które mamy szarpiąc się z nim. Warto wykorzystać możliwości zmiany. Warto zmienić pracę. Warto się przebranżowić. Warto iść za tym, co w sercu gra. Warto poznać metody, które nam tę trudną zmianę ułatwią i ją przyspieszą.
Pracuj tak, jak lubisz!
Stworzyłam “Pracuj tak, jak lubisz!” dla siebie, dla Ciebie, dla nas. To miejsce gdzie podpowiadam jak przejść od frustracji do satysfakcji. To miejsce, które daje mi siłę i pozwala mieć własne skrzydła rozwinięte. Każdy może do mnie dołączyć.
To tutaj pomagam innym budować ich wewnętrzną siłę, spokój i poczucie sensu. Tutaj można poznać siebie, odkryć swoje moce (predyspozycje, talenty) i nauczyć się ich używać, rozwijać je, by życie stawało się dobre, szczęśliwe i pełne sensu. Tu, razem ze mną, można nauczyć się radzić sobie z kryzysami, można rozwinąć skrzydła, można zacząć rozwijać swoją odporność psychiczną.
Budowanie satysfakcjonującej kariery i szczęśliwego życia jest niczym zabawa w parku linowym: bywa ciężko, niebezpiecznie, ekscytująco, ale jeśli uczysz się i wdrażasz odpowiednie metody, to śmiało posuwasz się do przodu. Czujesz swoją moc, radość i spełnienie.
Mój wysiłek się opłacił. Cieszy mnie moja praca w Pracuj tak, jak lubisz!
Czuję się na swoim miejscu w świecie. Skrzydła mam rozwinięte i z radością obserwuję, jak swoje skrzydła rozwijają moi klienci.